Za oknem zima. Przyszła. U mnie poprószyła ciut, ciut śniegiem i dzięki temu, że jest lekki mróz, to te ciut, ciut... leży i jest ładnie :) Jest biało. Tak właściwie to jest biało-czarno.
A ja z kolorem! O!
Po tych długich zakolanówkach, zrobiłam teraz krótkie skarpetki. Takie... zwyczajne... no może ciut "odjechane" kolorystycznie i udziwnione kilkoma rządkami lewych oczek. Aaa... przynajmniej są trochę inne niż zwykłe ;)
No ale muszę wrócić do poprzedniego wpisu.
Właścicielka tych długich skarpet, powiedziała mi tak: "...nie miałam czasu... bo jestem zajęta noszeniem skarpetek i cieszeniem sie nimi. Wszystkie spodnie leżą w szafie, bo ja tylko w tych skarpetach teraz latam..." Nooo... czyż nie fajnie!? Czyż nie jest miło coś takiego słyszeć!? :)
Zasypałyście mnie komentarzami, mejlami...Och... dziękuję, bardzo dziękuję :)
Ponieważ nie odpowiedziałam na pytania zawarte w komentarzach, zrobię to teraz.
Skarpety robię z mieszanki: wełna 75% i poliamid 25%. Najczęściej jest to REGIA. Czasem inny rodzaj o tym samym lub zbliżonym składzie. Kupuję te włóczki w Niemczech lub w internetowych pasmanteriach: Zamotane , Fastryga Jeśli chodzi o schemat. Posiłkowałam się opisem kolanówek z książki "Skarpety na drutach" Leny Fuchs ale właściwie to sporo kombinowałam ;) Pierwsze robiłam od góry, więc trzeba zgubić trochę oczek pod kolanem i potem po zrobieniu łydki. Dalej już robi się jak zwykłe skarpetki. Przy robieniu od palców, należy dobierać oczka na łydkę i na kolano. Nie jest to trudne, ale... wymaga dobrego pomiaru nogi właśnie pod kolanem i w łydce. Jak długo robiłam? No... trudno mi tak powiedzieć, nie mierzę czasu poświęconego konkretnej robótce. Siedząc "chwilę" wieczorami to chyba ze 2-3 tygodnie.
No i to by chyba było wszystko o co pytałyście. Jak by jeszcze coś... proszę pytać.
Ach... i jeszcze... u mnie to jest tak trochę śmiesznie z robieniem skarpetek, bo... tak naprawdę najczęściej robię trzy (!) skarpetki! Nie zawsze tak jest, ale... zdarza się. Jakoś tak jest, że pierwsza - jest próbna ;) No coś mi nie tak w niej... analizuję, przeliczam, zmieniam grubość drutów... zbieram doświadczenie. Wtedy zabieram się za skarpety do pary, dwie! Oczywiście pierwsza zostaje spruta!
Jednym słowem - u mnie wesoło :)
Wszystkim Wam też życzę uśmiechu i duuużo cierpliwości! Chyba ja mam jej dużo, skoro nie zniechęca mnie prucie. Bez tego przecież się nie liczy ;)
niedziela, 17 stycznia 2016
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Cudne i ciepłe.
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy
Jola cudne skarpety, ja też poszalałam i zrobiłam kilka par. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńOch kurczaczki, piękniste :-)
OdpowiedzUsuńPiękne skarpety :-) W takich żadna zima nie jest straszna :-)
OdpowiedzUsuńDla mnie szczytem jest zrobienie dwóch skarpetek, a Ty robisz 3... podziwiam Cię z całego serca.
Pozdrawiam serdecznie.
piękne skarpeciory.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Piekne :)) A kolorki ?! Takie poprawiacze nastroju i do tego cieplusienkie :)) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńSkarpetki ekstraśne!
OdpowiedzUsuńKolory grzeją od samego patrzenia i jak zawsze - jakiś nowy smaczek!
Tym razem rzędy lewych oczek . Super efekt!
Teraz takie skarpetki to by się każdemu przydały :) prucie po złym szyciu to jest dopiero :)
OdpowiedzUsuńSuper skarpetki :) przepiękne kolory, niesamowicie energetyczne :)
OdpowiedzUsuńJednym słowem fajnie jest u Ciebie,no i cieplutko w takich skarpetach.
OdpowiedzUsuń